0
kibek 28 marca 2015 16:07
Chyba każdy kiedyś próbował lub przynajmniej nosił się z zamiarem spróbowania przeczytania “Ulissesa” Jamesa Joyce’a. My też. Ale uczciwie przyznaliśmy się przed sobą, że żadnemu z nas to nie wyszło. Cała nadzieja w naszej córce, może ona uratuje honor rodziny. Ma na to jeszcze trochę czasu a na razie będzie świadkiem drugiego podejścia rodziców do tego tematu. Zdecydowaliśmy, że to właśnie Ulisses i inne dzieła Joyce’a poprowadzą nas uliczkami Dublina.

1. Pierwszy punkt naszej wycieczki znajduje się poza ścisłym centrum miasta, na ulicy Eccles. Mieszkanie pod numerem 7, w którym Leopold Bloom rozpoczął swój słynny dzień już dziś nie istnieje. Pod numerem 7 znajduje się szpital a znak Mater Private Hospital mieści się dokładnie tam, gdzie kiedyś były drzwi wejściowe do domu Bloom’a. Fanów “Ulissesa” ucieszy zapewne fakt, że drzwi zostały uratowane przed zniszczeniem w czasie rozbiórki kamienicy i znajdują się dziś w James Joyce Center przy North Great George’s Street. Naprzeciw szpitala na Eccles Street prywatna klinika pod numerem 78 ozdobiła swój budynek szczegółami związanymi z powieścią Joyce’a. Nie dajcie się jednak zwieść, to nie jest prawdziwy dom Bloom’a.

Image

2. Leżący nieopodal kościół Św. Jerzego również pojawił się w Ulissesie. To jego dzwony dobiegały do uszu głównego bohatera będącego w swoim domu przy Eccles St. 7. Kościół zbudowano na początku XIX wieku. Jego cechą charakterystyczną jest sześćdziesięciometrowa iglica i czterokolumnowy portyk. W 1991 został on przekształcony w obiekt świecki i od tego czasu pełnił różne funkcje, między innymi był siedzibą teatru. Dziś jest w remoncie a dzwony, których bicie słyszał Bloom zostały przeniesione do Taney Church w Dundrum.

Image

3. Szybko przenieślimy się na O’Connel Street, gdzie znaleźliśmy pomnik Charlesa Stewarta Parnella. Postać polityka jest zdominowana przez stojący za nim siedemnastometrowy obelisk wykonany z litego marmuru. Ideały, o które walczył Parnell były również bliskie Joyce’owi, więc wielokrotnie gościł on w twórczości Joyce’a. Ten XIX-wieczny polityk był przywódcą ruchu na rzecz autonomii Irlandii i o mały włos osiągnąłby sukces w latach 80. XIX wieku czyli 30 lat przed faktycznym ogłoszeniem niepodległości przez Irlandię. Postać Charlesa Parnella pojawia się u Joyce’a między innymi w “Portrecie artysty z czasów młodości”. W czasie bożonarodzeniowej kolacji w domu Stephena Dedalusa dyskusja na temat Parnella staje się przyczyną rodzinnej awantury.

Image

4. Dalej spacerując wzdłuż ulicy trafiliśmy na General Post Office, czyli główną siedzibę poczty irlandzkiej – jest to monumentalny granitowy budynek położony przy O’Connel Street. Jest miejsce to jest znaczące dla historii Irlandii, ponieważ w czasie powstania wielkanocnego w 1916 to tutaj znajdowała się kwatera główna przywódców rebelii i to właśnie tu, na schodach Poczty, ogłoszono niepodległość kraju. Gmach powstały w 1818 roku charakteryzuje się sześciokolumnowym portykiem; ciekawostką jest to, że pierwotnie w tympanonie znajdowały się królewskie ramiona, usunięto je przy remoncie w 1920 roku. Budynek pojawiał się w twórczoścj Joyce’a, ale nie odegrał w niej żadnej znaczącej roli. W “Ulissesie” wspomniany był jedynie jako miejsce urzdędowania pucybutów.

Image

5. Trinity College – to położona po drugiej stronie rzeki Liffey XVI-wieczna uczelnia dublińska. Uczelnia prowadzona była wyłącznie dla i przez protestantów, katolicy nie byli przyjmowani tam w ogóle do 1793 roku a aż do 1873 roku musieli się liczyć z różnymi ograniczeniami np. brakiem możliwości korzystania ze stypendiów czy uzyskania profesury. Jeżeli mimo tego, znaleźli się katolicy chętni do wstąpienia w szeregi jej studentów, musieli się najpierw zgłosić do swojego biskupa w celu uzyskania stosownego pozwolenia. Taki stan rzeczy utrzymywał się aż do 1970 roku czyli do całkiem niedawna. Warta uwagi jest biblioteka College’u – posiada ona około 5 milionów egzemplarzy druków i ważne rękopisy, jak na przykład Księga z Kells pochodząca z 800 roku. Księgę i inne manuskrypty można obejrzeć w bibliotecznym muzeum, nad którym znajduje się imponujący Long Room przechowujący część zbiorów. Sam Joyce był katolikiem i może właśnie dlatego Bloom mijając dom rektora mówi, że nigdy by tam nie zamieszkał, nawet gdyby mu zapłacono.

Image

6. Kierując się na zachód Dame street w poszukiwaniu Dolphin House – kolejnego punktu związanego z Joyce’em minęliśmy miedzy innymi miejski ratusz, Dublin Castle i nie wiedząc, jak i kiedy dotarliśmy do Katedry Kościoła Chystusowego. Słońce nieśmiało oświetlało Katedrę, a my zdaliśmy sobie sprawę, że to, czego szukaliśmy na pewno jest już gdzieś za nami.

Image

Nie było sensu udawać – zgubiliśmy się. Okazało się jednak, że ma to też swoje dobre strony bo tuż obok katedry znajduje się lokal, który i tak planowaliśmy odwiedzić – Leo Burdock, bar serwujący tradycyjne fish&chips od 1913! To chyba najpopularniejsze tego typu miejsce w całym Dublinie. Fish&chips sprzedawane na wynos są nadal klasycznie zawijane w papier. Nie tak jak kiedyś we wczorajszą gazetę, ale w zwykły szary papier.

Image

Pomimo, że w Leo Burdock poszło nam szybko, za chwilę okazało się, że jest już ciemno a cierpliwość Oli do biegania po mieście też już się kończy. Nie zostało nam nic innego, jak zakończyć nasze wędrówki tego dnia. Ola wygrała z Joyce’em i popchaliśmy jej wózek w kierunku hotelu. A więc tak, jak nie udało nam się przeczytać książki, tak nie dokończyliśmy zwiedzania Dublina szlakiem “Ulissesa”. Odłożona na półkę książką na pewno będzie nam przypominać, że warto wrócić do Dublina i zgłębić ją błądząc po uliczkach miasta. Miejmy nadzieję, że może kiedyś Oli pójdzie lepiej zarówno z Dublinem, jak i “Ulissesem”.

Więcej zdjęć i reszta relacji na stronach
https://www.facebook.com/mynameisolacom

-- 28 Mar 2015 17:27 --

Kolejny dzień

Irlandia jest powszechnie kojarzona z kilkoma rzeczami: shamrockiem – trójlistną koniczyną, świętym Patrykiem, harfą i oczywiście piwem. Na wyspie produkuje się różne rodzaje piwa, a ten najbardziej charakterystyczny – stout – utożsamiany jest powszechnie z Guinnessem. Tymczasem okazuje się, że jest on tylko jednym z wielu stoutów warzonych w Irlandii. Jak to się stało, że właśnie Guinness zyskał międzynarodową sławę? Czy rzeczywiście jest najlepszy? Czy może to tylko marketing? Postanowiliśmy odwiedzić Guinness Storehouse w Dublinie i dowiedzieć się więcej o piwie i jego produkcji. Zwiedzanie browaru Guinnessa to niewątpliwie atrakcja dla rodziców, a co z Olą? Spokojnie, Ola świetnie się bawiła biegając po wystawowych salach, wspinając się na beczki i pozując do zdjęć. Zobaczcie sami.

Guinness StorehouseGuinness Storehouse to siedmiopiętrowy budynek, w którym zaprezentowane są najważniejsze dla tej marki fakty i wydarzenia. Niestety odwiedzający nie są wpuszczani na teren cały czas warzącego piwo browaru. Goście nie mają możliwości bycia świadkami prawdziwego procesu produkcji piwa, mogą jedynie obejrzeć instalację wystawową na ten temat. Wystawa, mimo tego że ciekawie zaprojektowana, to jednak to nie to samo, co zwiedzenie prawdziwej hali warzelniczej. Na pierwszym piętrze Guinness przedstawia nam surowce niezbędne w procesie warzenia piwa. Wybór najlepszych jest kluczowy dla jakości trunku. Pierwszym i podstawowym składnikiem jest jęczmień. To właśnie palony jęczmień nadaje Guinnessowi jego kolor. A należy wiedzieć, że nie jest to czerń, jak mogłoby się z pozoru wydawać, a głęboka rubinowa czerwień. Jest to podkreślane na każdym kroku, więc nawet największy ignorant opuści wystawę z tą wiedzą. Browar w Dublinie zużywa rocznie około 100 000 ton jęczmienia.
Kolejnym ważnym dla piwa składnikiem jest chmiel. Ten używany w Guinnessie jest uprawiany w wielu krajach: w Czechach, Australii, Niemczech, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Co ciekawe, chmiel jest rośliną osiągającą wysokość około 4,5 metra!
I najważniejszy komponent, tutaj nazywany nawet skarbem – drożdże. Są one tak cenne, ponieważ to do nich należy największa praca przy produkcji piwa – to dzięki nim cukier i składniki odżywcze z jęczmienia zamieniają się w alkohol. To właśnie za sprawą ich aktywności mikstura zyskuje “procenty”. Guinness twierdzi, że od XIX wieku odrobina drożdży z każdego warzenia jest odkładana i przenoszona do kolejnego procesu, co pozwala zachować ciągłość i stabilność. Wszystkie wymienione składniki uzupełniane są najlepszej jakości wodą.

Image

Kolejne piętro przedstawia proces warzenia. Cała procedura jest bardzo skomplikowana, ale tutaj zaprezentowana jest dość przystępnie za pomocą instalacji z opisem kolejnych czynności. Pierwszym etapem jest śrutowanie jęczmienia, z którego następnie w wyniku zacierania powstają skiełkowane ziarna zbóż zwane słodem. Do odpowiednio dobranej mieszaniny słodów jęczmiennych, przygotowanych wcześniej słodów palonych i wody dodawany jest chmiel. Tak powstaje brzeczka. W kolejnym etapie wszystko razem gotowane jest w 100 stopniach Celsjusza przez 70 minut tak, aby wydobyć z mieszanki jak najwięcej smaku. Po ostudzeniu przychodzi czas na dodanie sławnego skarbu Guinnessa, czyli drożdży i powoli ciecz staje się piwem. Górna fermentacja trwa dwa dni i wtedy to powstaje alkohol. Piwo jest już prawie gotowe, potrzebuje jeszcze trochę czasu na dojrzewanie, co pozwala wydobyć ten charakterystyczny dla Guinnessa smak. Jeszcze tylko filtrowanie w celu usunięcia jakichkolwiek pozostałości i gotowe piwo trafia do kontroli jakości. Wielokrotne smakowanie w celu sprawdzenia, czy poziom jakości jest utrzymany kończy cały dziewięciodniowy proces powstawania Guinnessa.

Image

Kiedy piwo jest już gotowe, pozostaje dostarczyć je do klientów. Historia i mnogość środków transportu, jakimi Guinness rozwoził swoje piwo jest dobrym przedstawieniem historii transportu towarowego jako takiego. Sięgając do początków wytwarzania Guinnessa, widzimy drewniane beczki, produkowane z ogromną precyzją przez własnych bednarzy browaru i możemy prześledzić wszelkie środki transportu, za pomocą których były one rozwożone, czyli wozy konne, pociągi, barki, statki, samochody i samoloty. Tutaj Oli w końcu znudziło się siedzenie w wózku i musiała wybrać się na bliższe zapoznanie z eksponatami. Na szczęście nie było zbyt wielu zwiedzających i biegający w kółko niemowlak nie przeszkadzał nikomu.

Image

Browar chce miec pewność, że po wizycie w Storehouse wszyscy odwiedzający, upijając każdy łyk Guinnessa będą w stanie rozkoszować się pełnym jego smakiem. W tym celu dla swoich gości Guinness przygotował specjalne szkolenie z degustowania piwa. W pierwszym etapie goście zaproszeni są do utrzymanego w bieli pomieszczenia, w którym znajdują się cztery dymiące kolumny. Są to cztery najbardziej charakterystyczne dla Guinnessa aromaty rozprzestrzeniające się na cały pokój. Tutaj otrzymujemy miniaturowe szklaneczki stoutu, który za chwilę będziemy smakować. Najbardziej zainteresowana szklaneczkami rubinowo czerwonego napoju okazała się Ola, pewnie dlatego, że szklaneczki były w idealnym wprost dla niej rozmiarze. Oczywiście jedyne, co mogła zrobić to spoglądać na nie przez aromatyczną parę. W kolejnym pomieszczeniu, tym razem bardzo ciemnym, aby nie rozpraszać naszych zmysłów, obejrzeliśmy pokaz profesjonalnego sensoryka, który miał nas nauczyć wydobycia bogatszych niż do tej pory doznań ze szklaneczki stoutu. Szczerze mówiąc ten “rewolucyjny” sposób degustacji nie powalił nas odkryciem żadnego nowego bogactwa smaku.

[imghttp://www.mynameisola.com/wp-content/uploads/2015/03/Guinness22.jpg][/img]

Wypiwszy pierwsze łyki piwa z malutkich szklaneczek ruszyliśmy dalej. Jako, że powinniśmy już być pewni, jak ma smakować Guinnes, teraz nadszedł czas na zapoznanie się z prawidłową techniką jego nalewania. Instrukcja nalania doskonałej pinty Guinnessa mówi, że taki proces musi trwać ni mniej, ni więcej tylko właśnie 119,5 sekundy.
Z naszego grona, to Mama została wydelegowana do nalania Tacie tej doskonałej pinty Draught’u. Po krótkim szkoleniu szklanki i krany z piwem zostały oddane w ręce gości. Każdy z grupy sprawił się wybornie i w nagrodę otrzymał certyfikat i pamiątkowe zdjęcie. Oczywiście najlepszą nagrodą była możliwość wypicia tej idealnej pinty. Gwoli przypomnienia: pinta to trochę ponad pół litra, dokładnie 568 ml a wraz z taką pintą Guinnessa dostarczamy sobie 196 kalorii.

Image

Image

Szybki przegląd historii marketingu firmy sięgającego 1929 roku, spotkanie z tukanem – symbolem Guinnessa i trafiliśmy do pokoju “telewizyjnego”, gdzie dowiedzieliśmy się, że Guinness to nie tylko dobrze nam znany Draught sprzedawany w puszkach z widgetem. Różnorodność piw produkowanych przez browar jest znacznie większa, niż się spodziewaliśmy. Oprócz różnych rodzajów piw produkowanych specjalnie dla różnych gustów smakoszy w różnych krajach, Guinness produkuje trzy podstawowe gatunki: Draught, Extra Stout, Foreign Extra. Foreign Extra najstarszy rodzaj, wytwarzany jest z użyciem dodatkowych chmieli w celu zachowania świeżości. Dodatkowe chmiele mają nadać piwu odrobinę kwiatowego aromatu. Goryczka Extra Stout’u czyni z niego podobno znakomite towarzystwo dla wędzonych owoców morza. Natomiast w Draught’cie powinniśmy wyczuć słodycz karmelu i aromat kawy, co pozwala użyć go na przykład jako składnika deserów. Bieganie między ogromnymi kapslami stało się najlepszą zabawą Oli.

Image

W końcu dotarliśmy na ostatnie piętro, gdzie znajduje się Gravity Bar. Tam ze szklanką w ręku można podziwiać panoramę Dublina. Wszystkie ważniejsze zabytki i punkty orientacyjne miasta oznaczone są na szklanych ścianach. A ponieważ nie ma ich zbyt wielu, cała uwaga gości szybko skupia się z powrotem na piwie. Dopiero na samej górze okazało się, że Ola nie jest jedynym maluchem, który zwiedza Storehouse. Na górze nasza córka spotkała nawet kilkoro innych dzieciaków w wózkach.

Image


Po więcej zdjęć zapraszam do relacji w naszym serwisie
http://www.mynameisola.com/pl/guinness- ... f-ireland/
oraz
https://www.facebook.com/mynameisolacom

-- 28 Mar 2015 17:38 --

Na deser 5 najlepszych pubów w Dublinie

Irlandia to nie tylko Guinness, chociaż tak mogłoby się wydawać po krótkim spacerze po mieście. Wszystkie lokalne puby dumnie reklamują posiadanie go w swojej ofercie. Ale okazuje się, że jest to prawdopodobnie tylko zachęta dla turystów do wstąpienia do środka i odkrycia ogromnego bogactwa różnych rodzajów i gatunków piw. W Dublinie możemy znaleźć pub prawie na każdym rogu, ale przed wstąpieniem do któregokolwiek z nich zachęcamy do poświęcenia chwili i sprawdzenia, które z nich są najlepsze i nie tracenia czasu na pozostałe. Mamy nadzieję, że ta wiedza będzie szczególnie przydatna, jako że dzień św. Patryka właśnie się zbliża.

1. The Brew Dock uznawany jest przez piwoszy za najlepszy pub w Dublinie. I rzeczywiście, liczba gości w sobotnie popołudnie zdaje się to potwierdzać. Niewielki lokal ledwo mieści wszystkich chętnych. Mimo, że pub nie leży w ścisłym centrum, jest szczelnie wypełniony ludźmi. Oferta pubu to ponad 20 rodzajów piwa beczkowego i ponad setka różnych piw butelkowanych. The Brew Dock oferuje również własne piwo, warzone przez właściciela pubu – Galway Bay Brewery oraz wybór innych craftowych piw z browarów irlandzkich i tych spoza wyspy. Galway Bay Brewery jest niewielkim browarem, który warzy piwo w tradycyjny sposób i którego poularność ciągle rośnie. Uznanie dla ich produktów pozwoliło otworzyć w Dublinie już kilka lokali, a wszystkie z nich należą do najlepiej ocenianych pubów stolicy. Nic dziwnego, skoro browar został wybrany numerem 1 w 2014 roku w Irlandii.
Jeżeli zakręci wam się w głowie od ogromnego wyboru piw, za barem na pewno znajdziecie pomoc. Załoga Brew Dock’a to piwni eksperci, których wiedza pozwoli wam dokonać właściwego wyboru. Wyjątkowo sympatyczna obsługa chętnie zaproponuje coś z waszych ulubionych smaków lub zaskoczy nowymi doznaniami. Na wizytę w towarzystwie maluchów proponujemy wybrać wczesne godziny, kiedy pub nie jest jeszcze pełen różnej maści fanów piwa. Wszystkim pozostałym radzimy zrobić dokładnie odwrotnie!
Lokal mieści się w okolicy Connolly Train Station przy 1 Amiens Street w Dublinie.

Image

2. The Porterhouse Central – jest to pub z najdłuższym barem w Dublinie, ale też z najbogatszą ofertą piw. Jest to najnowszy lokal craftowowego browaru Porterhouse. Oprócz niego browar posiada jeszcze kilka pubów w Dublinie, Londynie, Szanghaju i Nowym Jorku. Porterhouse Central został otwarty w 2004 roku. Jest to całkiem spore miejsce, chociaż patrząc z zewnątrz trudno się tego spodziewać. Pub ciągnie się w głąb kamienicy, dzięki czemu może pomieścić całkiem sporo gości. Wystrój stylizowany jest na tradycyjny irlandzki pub, a fasada zdaje się sprawiać wrażenie, że lokal liczy przynajmniej sto lat. Dublińczycy wraz z turystami chętnie przesiadują przy barze o każdej porze dnia. Atmosfera i wybór alkoholi oczywiście do tego zachęca. Oprócz tych warzoneych w ich własnym browarze, znajdziemy w ofercie całkiem bogaty wybór innych piw, również spoza Irlandii. Pub serwuje piwa zarówno z beczki, jak i z casku. Jak każdy tradycyjny lokal Portehouse Central oferuje też jedzenie, a wieczorami koniecznie muzykę na żywo. Piwo beczkowe kosztuje od 5 euro za pintę wzwyż, po 23:00 od 5,50!
Lokal mieści się tuż obok ważnego dublińskiego zabytku – the Trinity College, przy 45-47 Nassau Street.

Image

3. Against The Grain – kolejny pub prowadzony przez Galway Bay Brewery z niewiarygodnym wyborem piw i świetną obsługą. Wystrój wnętrza nie powala, ściany są po prostu zawieszone wszelkimi związanymi z piwem plakatami i innymi gadżetami. Bar jest wypełniony piwnymi kranami, aż trudno stwierdzić, ile dokładnie ich jest. Na kredowej tablicy ponad barem wypisanych jest 30 różnych kuszących piw, a my polecamy spróbowanie małych zestawów degustacyjnych. Zestaw składa się z trzech szklanek po 150 ml i daje możliwość wypróbowania większej ilości nowych smaków lub szybkiego wybrania czegoś najlepszego do dalszej konsumpcji. Fantastyczny personel na pewno pomoże wybrać coś ciekawego na próbę. Wydaje nam się to dobrym pomysłem, jako że cena za zestaw jest liczona proporcjonalnie w stosunku do normalnych cen wybranych piw. Czyli nie płacimy drożej, a mamy możliwość spróbowania większej ilości różnych piw. Szukajcie takiej oferty w innych multitapach. Ceny zaczynają się od 5 euro za pintę, górny limit cenowy prawdopodobnie nie istnieje.
My wstąpiliśmy do Against The Grain wczesnym popołudniem, więc prawie cały lokal był dla nas. No, może oprócz kilku miejsc przy barze. W każdym razie Ola mogła poszaleć biegając między stolikami. Oczywiście musiała zajrzeć w każdy kąt, a najchętniej za bar; na szczęście w ostatniej chwili ją powstrzymaliśmy.

Adres: 11 Wexford Street, Dublin.

Image

4. The Noorseman – właściciele twierdzą, że jest to najstarszy pub w dzielnicy Temple Bar. Oprócz baru na dole The Noorseman oferuje pokoje hotelowe na piętrze. Może to być doskonałym rozwiązaniem dla tych, którzy odwiedzają Dublin w celu zapoznania się z ofertą rozrywkową miasta – pozwala to mieszkać w samym sercu imprezowego kwartału, a aby rozpocząć wieczór wystarczy po prostu zejść na dół. Odwiedzając dublińskie puby skupiliśmy się wyłącznie na piwie, tymczasem irlandzkie lokale słyną również z whisky. Przecież Irlandia to prawdopodobne miejsce pochodzenia tego trunku. Oczywiście wszystkie puby, które odwiedziliśmy oferują zarówno piwo, jak i whisky, ale tym razem zdecydowaliśmy się pozostać wyłącznie przy piwie. Chociaż, aby opisać The Noorseman należy wspomnieć, że oferuje on bogaty wybór whisky, nie tylko irlandzkiej, ale także japońską, amerykańską czy szkocką. Do degustacji whisky pub proponuje specjalną procedurę, ale jak już mówiliśmy tym razem znowu wybieramy coś z szerokiej oferty piw craftowych. W The Noorseman mieliśmy okazję spróbować także lokalnej kuchni i szczególnie możemy pochwalić seafood chowder. Jest to gęsta zupa przypominająca gulasz, robiona z mleka i owoców morza, podawana z pieczywem. Była prawdopodobnie wymyślona przez Irlandczyków, a na pewno jest popularnym pomysłem na lunch w Dublinie.
The Noorseman ma klasyczny wystrój, charakterystyczny dla irlandzkich pubów. Kuchnia jest czynna cały dzień, a muzyka na żywo w weekendy zaczyna się już w ciągu dnia.

Image

5. The Black Sheep – kolejne miejsce z czołówki najlepszych dublińskich pubów prowadzone jest również przez Galaway Brewery. I znowu jest to miejsce obfitujące w craftowe piwa. Tym razem jest to miejsce z wystrojem, który nazwalibyśmy nowoczesnym, albo raczej hipsterskim. Inne krzesła przy każdym stoliku, goście pubu popijający piwo przy grach stolikowych, wielka kredowa tablica z sezonowymi i rzadkimi piwami składają się na klimat miejsca. Ciekawą propozycją dla niezdecydowanych jest możliwość zakręcenia swoistym kołem fortuny i zdania się na los, jeżeli chodzi o wybór na wieczór. W lokalu znajdziemy duży wybór piw beczkowych w cenach już od 4 euro, a dodatkowo, tuż za rogiem, na drugim końcu baru – kącik piw serwowanych z casków. Do wybrou mamy 3 lub 4 gatunki. Różnica między zwykłą beczką i caskiem polega na tym, że z casku piwo wypompowywane jest ręcznie, za pomocą powietrza, bez użycia dwutlenku węgla. Smakosze piwa twierdzą, że tylko niektóre gatunki nadają się do lania w taki sposób, ponieważ te, o większej goryczce, kiedy lane są z casku nie smakują tak, jak powinny. W menu znajdziemy też coś do przegryzienia przy piwie.
Bar mieści się po przeciwnej stronie rzeki Liffey niż najbardziej znana imprezowa dzielnica Temple Bar, nie więcej niż 10 minut spacerem od O’Connel Street. Adres: 61 Capel St. Dublin.

Image

Dobrej zabawy

Dodaj Komentarz

Komentarze (4)

michcioj 28 marca 2015 16:43 Odpowiedz
fajne zdjecia mam nadzieje ze widzielismy tez okolice Dublina, ktore sa wedlug mnie duzo bardziej ciekawsze niz samo miasto :)
kibek 28 marca 2015 16:46 Odpowiedz
Dziękuję.Tak przejechaliśmy z Irlandii Północnej do Dublina potem na zachód.
arekkk 1 sierpnia 2015 18:04 Odpowiedz
Ile polecacie dni na zwiedzenie Dublinu, Belfastu, a ile na inne części Irlandii? Przy założeniu, że nie będziemy sprawdzać wszystkich pubów tylko 1 wizyta. :) Jaka pora jest najlepsza poza miesiącami letnimi?
kibek 1 sierpnia 2015 23:01 Odpowiedz
Dublin da się bez problemu ogarnąć w dwa dni Belfast w jedenW kwestii pogody to jak na Wyspach, my byliśmy w marcu i nie narzekaliśmy